Über das TransStar-Treffen in Krakau oder „Übersetzer treten aus dem Schatten heraus“

3. 3. 2014
TransStar oder „Übersetzer treten aus dem Schatten heraus“

Rund 60 junge Leute, die „Europa aktiv mitgestalten“ wollen, kamen im Januar 2014 nach Krakau zum TransStar-Netzwerktreffen. Die Vorträge, Workshops und Veranstaltungen für und mit Literaturübersetzern aus sechs Ländern fanden in den stilvollen Räumlichkeiten der Villa Decius, im Goethe-Institut und in Krakauer Cafes statt. Im Mittelpunkt standen dabei nicht nur Literatur und Sprache, sondern auch die Frage, wie die Übersetzer zu aktiven Managern und Kulturmittlern werden können.

Lesen Sie mehr auf dem Portal goethe.de/polen über das TransStar-Treffen in Krakau.

-

Ulrike Almut Sandig: “Salzwasser” (Polnisch)

26. 2. 2014

Słona woda

Irina wróciła. Jestem na nią tak samo zła jak w dniu jej wyjazdu. Mimo to kiedy ojciec i ona wreszcie się pojawili, stałam przy oknie.

Nasz fiat jechał za osiedlem domów z ogródkami i robił się coraz większy i większy. Właściwie widziałam tylko jego zielony dach i okna. Przez szyby nie dało się nic zobaczyć, bo w środku było zbyt ciemno. Prawie czarno. Dwa razy znikał za wysokimi żywopłotami. Potem minął również je i skręcił w prawo.

Nasz blok jest jedynym blokiem na obrzeżach wsi, mieszkają w nim przyjezdni, tacy jak ojciec, Irina i ja. Staliśmy się przyjezdnymi od momentu, kiedy mama na dobre wyjechała. Jeśli chodzi o mnie, to mama wyjechała już wieki temu. Wieki temu oznacza, że nie pamiętam dokładnie, jak pachniała, ani jej głosu, ani tego, gdzie mieszkaliśmy, gdy była jeszcze z nami. Ojciec mówi po niemiecku, że w mieście i że byłam jeszcze zbyt mała, zbyt mała, aby cokolwiek pamiętać. Irina mówi po rosyjsku: Zapomnij o tym, Malwuniu. Mama jest zbyt daleko stąd. Lepiej, żebyś miała słabą pamięć. Przyzwyczaiłaś się do tego, bo nie możesz jej sobie dokładnie przypomnieć. Ja się nie przyzwyczaiłam, mówi Irina. Przez ten cały czas nie mogę przywyknąć do myśli, że mama wyjechała na dobre, mówi. „Na dobre” znaczy: nad Morze Czarne. Mimo że mama jest tam już od dawna, Irina rozmawia ze mną po rosyjsku. Bądź co bądź jesteśmy w połowie znad Morza Czarnego, mówi.

Morze Czarne graniczy z Rosją i jest tak daleko, że kiedy tu jeszcze leży śnieg, tam już kwitną malwy. Woda połyskuje czernią jak szkła okularów przeciwsłonecznych, a niebo jest niebiańsko błękitne. Ludzie wciąż chodzą tam pływać i jedzą ryby, jakich tutaj się w ogóle nie widuje. Od kiedy mama pływa w Morzu Czarnym, nie widzieliśmy jej ani razu. Jest zbyt daleko, żeby tak po prostu do niej pojechać, mówi ojciec. Trzeba by polecieć samolotem. Tak więc mama wyjechała. A niedawno w dodatku wyjechała też Irina. Beze mnie. Na całą zimę. Irina wkrótce wróci, powiedział wtedy ojciec. Jest w klinice. Ale ja i tak w to nie uwierzyłam. W jakiej klinice? Irina na pewno jest nad Morzem Czarnym. A nad Morzem Czarnym mieszka mama. Irina tam jest, myślałam więc, że może i ona już nie wróci. Ale wróciła.

Ojciec jechał tak wolno, jakby wiózł w bagażniku coś, co łatwo uszkodzić – pewnie surowe jajka albo świnkę morską dla mnie w prezencie od mamy. Opony zachrzęściły na parkingu, ojciec wyłączył silnik. Z zewnątrz nic nie widać przez firanki, co innego od wewnątrz. Nad siedzeniem obok kierowcy poznałam czarny warkocz Iriny. Nie wysiedli od razu. Przez ciemne szyby widziałam Irinę patrzącą w dal, chociaż przed autem były tylko sztachety płotu. Ojciec odwrócił głowę w jej stronę. Czy coś powiedział? Siedzieli tak przez chwilę. Żadne z nich się nie ruszało, ja też nie. Potem Irina obróciła się i otworzyła drzwi.

W bagażniku leżała jej torba sportowa i nic więcej. Torba jest srebrzysto-czerwona i tak duża, że Irina zabiera ją, gdy jedzie na wakacje. Zazwyczaj wyjeżdżamy razem: ojciec, Irina i ja. Ale jeszcze nigdy nie byliśmy nad Morzem Czarnym. Nad Morzem Czarnym ciągną się kilometrowe promenady z palmami. Jeszcze nigdy nie przechadzałam się po promenadzie. Mama przysyła nam często listy. Czasem ze zdjęciem. Jej blada twarz z kruczoczarnym warkoczem przy balustradzie z białego kamienia, a w tle Morze Czarne. Wkrótce zaproszę was do siebie– stawia długopisem duże, zamaszyste litery. Pójdziemy wtedy razem popływać, a potem upiekę nam rybę. Morze Czarne jest tak naprawdę niebieskie, ale mieni się wieloma odcieniami czerni. Zupełnie tak jak włosy mamy. Irina ma włosy po mamie. Moje są śnieżnobiałe. To brzmi lepiej niż „tlenione”. Ty, biała Malwuniu, jesteś bardziej podobna do ojca, mówi Irina po rosyjsku. Ale to nie mnie wysłał nad Morze Czarne, tylko Irinę z jej maminym czarnym warkoczem. Irina coraz bardziej chudnie, dlatego idzie do szpitala, wykręcał się ojciec. Za mało je. To akurat była prawda. Ale przecież Irina jadła za mało przez Morze Czarne. Przez Morze Czarne i przez te swoje czarne włosy, które wyglądają jak włosy mamy. Irina po prostu denerwowała się przed podróżą. Teraz stali oboje przed domem i spoglądali w górę, mrużąc oczy. Szybko zasunęłam firankę.

Kiedy włożyli klucz do zamka, otworzyłam drzwi. Irina wychyliła się zza pleców ojca i przekrzywiając głowę, uśmiechnęła się do mnie. Długi warkocz zakołysał się na jej ramieniu. Ojciec minął mnie w przejściu i pogładził po czole. Srebrzysta torba upadła za mną na wykładzinę. Irina nachyliła się i cmoknęła mnie w policzek, a jej warkocz musnął moje lewe ucho. Hej, Malwuniu. Jak tam? Ona jedna nazywa mnie Malwunią. Czasem też białą Malwunią. Nad Morzem Czarnym rosną malwy we wszystkich kolorach, również białe. Chociaż biały to właściwie nie kolor. Cześć, Katja, mruknął ojciec za moimi plecami. Wytarłam z policzka całusa Iriny. Nie śpieszyłaś się za bardzo, stwierdziłam. Irina zmarszczyła kruczoczarne brwi. Znów przytyła, nawet na twarzy. Jadłaś dużo ryb? spytałam. Irina na to: jakich ryb?

W pokoju stołowym siedzimy właściwie tylko wtedy, gdy jest włączony telewizor. Wieczorem wszyscy razem, a po południu czasem ja z Iriną, zanim wróci ojciec. Lecą wtedy talk shows, przy których najczęściej opychamy się chlebem z nutellą i popijamy fantę. Kiedy Irina była już całkiem chuda, zjadałam wszystko za nią. Czemu nie jesz? pytałam na początku. Bo to obrzydliwe, odpowiadała. Albo: bo od tego traci się kondycję, a jak próbujesz pływać, to od razu idziesz na dno. Albo: bo mam ochotę na coś innego. Ja: Na co na przykład? Irina: Na słoną wodę. Ja: Ale od słonej wody się rzyga. Irina: No właśnie.

Telewizor był teraz wyłączony. Irina z nogą założoną na nogę siedziała w fotelu. Mimo ciemnoróżowej szminki jej usta wyglądały na spierzchnięte, jak zawsze. Miała bardzo długie paznokcie, a na nich brylanciki, po jednym na każdym. Prawdziwe? wyrwało mi się. Pokręciła głową. Tak w ogóle to wcale nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Ale jednak zaczęłam: No, opowiadaj. Irina zmarszczyła brwi. Mogłaś przecież do mnie wpaść, powiedziała. Jasne, zaśmiałam się. Ot tak, wsiąść sobie do samolotu – i jedziemy. To znaczy lecimy. Cha, cha, cha.

Tata siedział obok mnie na tapczanie. Na szklanym blacie stołu postawił ogromną miskę ciastek. Irina w ogóle nie zwróciła na nie uwagi, lecz spojrzała na mnie ze zdumieniem. Ojciec tylko westchnął i wstał, opierając ręce na udach. No, dziewczyny, powiedział, dajcie już temu spokój. Z pewnością macie ciekawsze tematy. Pokręciłam głową i również się poderwałam. Stojąc w drzwiach, jeszcze się obejrzałam. Irina, zagłębiona w fotelu, gapiła się na wyłączony telewizor.

Po kolacji, która przebiegała w milczeniu i podczas której Irina jak w zwolnionym tempie zjadła jedną kromkę z serem i jedną z kiełbasą, a ojciec przyglądał się jej i na koniec wyciągnął do niej rękę nad stołem zastawionym jedzeniem, po czym tak długo trzymał ją na policzku Iriny, aż wreszcie cofnęła głowę; tak więc po kolacji i zmyciu naczyń siedzieliśmy znów w pokoju.

Ojciec wyjął z szafy karty i wcisnął je Irinie do ręki. Skupiona, tasowała je w milczeniu, podczas gdy on wpatrywał się w nią z uśmiechem. Irina wlepiła wzrok w iskrzące się paznokcie. Wygrałam siedem z dziesięciu partii. Wreszcie Irina wstała, oznajmiła, że w kanastę najlepiej gra się przynajmniej w cztery osoby, i wyprostowana jak świeca poszła spać. Ojciec spojrzał na mnie. Spytałam: Dlaczego ona nic nie mówi o Morzu Czarnym? Ojciec: Jak to o Morzu Czarnym? Ja: Jejku, no to chociaż o mamie? Ojciec długo mierzył mnie wzrokiem, a potem pokręcił głową. Katja, zaczął. No co!? krzyknęłam.

Światło było zgaszone. Irina leżała w ubraniu na łóżku. Gapiła się w sufit. Tapeta w jej połowie pokoju była pokryta kolorowymi plakatami zespołów, które w ciemności wyglądały bezbarwnie. Największy plakat nie przedstawiał jednak żadnego zespołu, tylko jakieś miasto portowe z lotu ptaka. Na pierwszym planie, prawie z brzegu, morze było czarne, ale się nie mieniło. Siedziałam na łóżku i powoli wkładałam piżamę. Dlaczego mama nic ci dla mnie nie dała?

Irina nagle odwróciła głowę w moją stronę, ale nie mogłam dostrzec jej miny. Mama? spytała.

No tak, bo przecież cały czas u niej byłaś. Nie udawaj!

Irina nadal wpatrywała się we mnie. W ciemności jej włosy wyglądały matowo. Potem znów spojrzała na sufit. Może nawet zamknęła oczy. Morze Czarne, zaczęła cicho, wcale nie jest czarne. Jest niebieskie. Każdego dnia inaczej. Nawet w nocy i podczas burzy. Wzdłuż promenad ciągną się ogrody pełne malw, malw we wszystkich kolorach, jakie tylko możesz sobie wyobrazić, także białe. I restauracje rybne. Ryby, wyszeptała Irina po rosyjsku, mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. Pochodzą z wyższych warstw morza, gdzie woda jest krystaliczna, połyskuje w słońcu i nie jest bardzo słona. W głębi jest jednak tak słona, że żadna ryba tam nie wytrzyma. Po jej wypiciu wszystkie giną, Malwuniu. W Morzu Czarnym ryby giną z pragnienia.

Kiedy się zrywam, Irina unosi głowę i zwraca się w moją stronę. Nie widzę jej miny. Nie o to pytałam, słyszę swoje słowa. Nie o to! Nic mi nie chcesz powiedzieć! Byłaś tam beze mnie i chcesz mieć mamę tylko dla siebie! słyszę swój krzyk i bez opamiętania kopię w drzwi.

 

Übersetzt ins Polnische von der TransStar-TeilnehmerInnen; Gruppe Deutsch-Polnisch (Werkstattleiterin Sława Lisiecka)

Quelle und ©: Ulrike Almut Sandig: “Salzwasser” in: Flamingos. Geschichten. Frankfurt/M.: Schöffling und Co, 2010, S. 57–63.

 

-

Ulrike Almut Sandig: “Salzwasser” (Ukrainisch)

25. 2. 2014

Ульрике Альмут-Зандиґ: Солона вода

Ірина повернулася. Я злюся на неї так само, як і в день її від’їзду. І все одно, я стояла біля вікна, коли вони з татом нарешті з’явилися. Наш фіат їхав попри особняки, ставав усе більшим і більшим. Насправді я бачила лише його зелений дах і вікна. За ними нічого не видно, бо в машині надто темно. Майже чорно. Фіат двічі зникав за високими живоплотами. Потім минув і їх, а тоді повернув праворуч.

Наш багатоквартирний будинок – єдиний на краю селища, він для приїжджих, таких, як тато, Ірина і я. Ми – приїжджі, відколи мама поїхала. Для мене мама завжди у від’їзді. «Завжди» означає, що я не можу пригадати, як вона пахла, ні її голосу, ні того, де ми жили, коли мама ще була з нами. Тато каже німецькою, що ми жили в місті, і я була ще маленька, надто маленька, аби щось пам’ятати. Ірина каже російською: Забудь, Мальвочко. Вона дуже далеко. Краще тобі не пам’ятати. Ти звикла, бо й справді не можеш її пам’ятати. Я ж, каже Ірина, так і не звикла. За весь цей час так і не звикла, що мама поїхала, каже вона. А «поїхала» означає – повернулась на Чорне море. Хоч мама вже давно там, Ірина й далі розмовляє зі мною російською. Ми ж наполовину з Чорного моря, каже вона.

Чорне море біля Росії, і воно так далеко, що там вже квітнуть мальви, коли тут ще лежить сніг. Вода виблискує на сонці чорним, як скельця сонцезахисних окулярів, а небо – небесно-блакитне. Там усі постійно купаються і їдять рибу, якої ми тут ніколи не бачили. Відколи мама плаває у Чорному морі, ми її більше не бачили. Вона надто далеко, щоб отак просто взяти й поїхати, каже тато. Туди треба летіти. Отже, мама поїхала. А тепер ще й Ірина їздила без мене. На цілу зиму. Ірина скоро повернеться, казав тато. Ірина в лікарні. Так я й повірила. Яка ще лікарня?  Ірина на Чорному морі. На Чорному морі живе мама. Ірина була там, і я вже думала, тепер і вона не повернеться. Та ось вона тут.

Тато їхав так повільно, ніби віз у багажнику щось, що легко пошкодити, сирі яйця, наприклад, або морську свинку для мене – подарунок від мами. Колеса зашурхотіли на стоянці, і тато вимкнув двигун. Знадвору крізь штори нічого не побачиш, зате з кімнати все видно. Біля тата на передньому сидінні я розгледіла чорну Іринину косу. Вони вѝсіли не одразу. Крізь темні вікна машини я бачила, як Ірина дивиться просто себе, хоча попереду був лише дощаний паркан. Тато повернув до неї лице. Щось сказав? Якийсь час вони так і сиділи. Ніхто не поворухнувся, не ворушилась і я. Врешті вона розвернулася і штовхнула дверцята.

У багажнику лежала всього-на-всього її спортивна сумка. Сріблясто-червона, вона така велика, що Ірина бере її тільки у відпустки. Зазвичай ми їздимо всі разом. Тато, Ірина і я, але на Чорному морі не були ніколи. На Чорному морі є кілометрові набережні з пальмами. Я ще ніколи не бувала на набережній. Мама пише нам багато листів. Інколи присилає фотографії. Її бліде обличчя з чорною, мов смола, косою біля балюстради з білого каменю, а позаду Чорне море. Скоро я запрошу вас до себе, виводить вона великими круглими літерами. Ми підемо разом купатися, а потім я запечу для нас рибу. Чорне море насправді синє, але виблискує чорним. Так само, як мамине волосся. В Ірини мамине волосся. А у мене – сніжно-біле. Звучить краще, ніж «вибілене». Ти, Біла Мальвочко, вдалася в тата, каже Ірина російською. Але на Чорне море він відправив не мене, а Ірину з її чорною маминою косою. Ірина все худне і худне, тому вона ляже в лікарню, – теж мені відмовку знайшов, їсть вона бач замало. Що, зрештою, правда. Але Ірина їла так мало через Чорне море. Через Чорне море і через чорне волосся, яке в неї мамине. Просто перехвилювалася перед поїздкою. І ось вони підійшли до будинку і зиркнули на наші вікна. Я хутко запнула штори.

Щойно ключ опинився в замку, я розчахнула двері.  Ірина стояла за татом, схиливши голову набік, і всміхалася мені. Довга коса спадала їй на плече. Тато мимохідь провів мені рукою по голові. Десь позаду на підлогу гепнула срібляста сумка. Ірина нахилилася і цьомкнула мене в щоку, коса ковзнула по моєму лівому вусі. Привіт, Мальвочко. Ну, як ти? Вона єдина називає мене Мальвочкою. Іноді також Білою Мальвочкою. На Чорному морі ростуть мальви прерізних кольорів, навіть білі. Хоча білий – це взагалі не колір. Привіт, Катю, промурмотів мені у потилицю тато. Я стерла зі щоки Іринин поцілунок. Не дуже-то ти поспішала! – зауважила я. Ірина здивовано звела свої чорні, як смола, брови. Вона знову поправилася. Навіть на обличчі. Ну, що, наїлася рибки? – запитала я. Ірина у відповідь: Якої ще рибки?

Взагалі-то, ми сидимо у вітальні тільки коли дивимося телевізор. Вечорами всі разом, а по обіді інколи ми з Іриною, коли тата ще нема з роботи. Тоді йдуть ток-шоу, і ми завжди їли хліб з нутеллою, запиваючи фантою. Коли Ірина вже геть схудла, її хліб з нутеллою з’їдала я. Чому ти його не їси? – питала я спочатку. Бо він гидотний, звучало у відповідь. Чи: Бо від цього втрачаєш форму і потім плаваєш як сокира. Або: Бо мені хочеться чогось зовсім іншого. Я: І чого, наприклад? Вона: Солоної води. Я: Але ж від солоної води блюють. Ірина: Отож.

Тепер телевізор вимкнений. Закинувши нога на ногу, Ірина сидить на бильці крісла. Губи в неї намальовані темно-рожевою помадою, але все одно  пошерхлі, як завжди. У неї дуже довгі нігті зі стразами, по одному на кожному. Справжні? – вихопилося в мене. Вона похитала головою. Взагалі-то, я не збиралася з нею говорити. Але все ж заговорила: Ну, розповідай вже. Ірина звела брови. Могла б і сама, сказала вона, хоч разок мене провідати. Аякже, засміялась я. Просто так сісти в літак – і відправитися поштою. Повітряною поштою. Ха-ха-ха.

Тато сидить поруч зі мною на дивані, на скляний столик він поставив величезну миску печива. Ірина ошелешено подивилася на мене поверх печива. Зітхнувши, тато важко підвівся. Так, дівчата, сказав він, облиште це. Невже вам немає більше про що поговорити. Я похитала головою і теж підхопилася. У дверях ще раз обернулася. Ірина сповзла у крісло і втупилася у вимкнений телевізор.

За вечерею ми й далі мовчали.  Ірина їла бутерброди з сиром та ковбасою, немов в уповільненій кінозйомці, а тато спостерігав за нею і під кінець перехилився через весь стіл і тримав руку на її щоці так довго, аж поки Ірина не відвела голову. Повечерявши і помивши посуд, ми знову сиділи у вітальні. Тато дістав з шафи колоду карт і вклав її Ірині в руку. Він з усмішкою дивився, як вона тасує, зосереджено і мовчки. Ірина не підводила погляду від своїх блискучих нігтів. Я виграла сім партій з десяти. Врешті Ірина встала, заявила, що справжня канаста починається з чотирьох гравців, і пішла, пряма, мов свічка, спати. Тато подивився на мене. Я запитала: Чому вона нічого не розповідає про Чорне море? Тато: До чого тут Чорне море? Я: Ну, тоді про маму? Тато пильно подивився на мене і похитав головою. Катю, мовив він. Що?! – закричала я.

В кімнаті було темно. Ірина лежала одягнена на своєму ліжку. Вона дивилася в стелю. Шпалери на її половині кімнати всі обвішані яскравими постерами музичних груп, у темряві вони здавалися безбарвними. На найбільшому постері не група, а якесь портове місто, зняте з висоти пташиного польоту. Море на передньому плані було тепер чорне і не виблискувало. Я присіла на краєчок свого ліжка і повільно надягала піжаму. Чому мама нічого для мене не передала?

Ірина рвучко повернула голову в мій бік, я не могла як слід розгледіти виразу її лиця. Мама? – запитала вона.

Так, ти ж увесь цей час була там! Мене не обдуриш!

Ірина не відводила від мене свого чорного обличчя. У темряві її волосся здавалося тьм’яним. Потім вона знову повернулась лицем до стелі. Може, ще й очі заплющила. Чорне море, повела вона тихо, воно зовсім не чорне. Воно синє. Кожного дня по-іншому синє. Навіть уночі і коли штормить. Вздовж набережної ростуть сади з мальвами, з мальвами усіх можливих кольорів, навіть білими. А ще там рибні ресторанчики. Риба, прошепотіла Ірина російською, переливається всіма барвами веселки. Вона водиться у верхніх водах. Вгорі вода кришталево прозора, вона ряхтить на сонці і не дуже солона. Але на глибині вода така солона, що жодна риба не витримає. Усі просто вмирають, коли її нап’ються, Мальвочко. Риба гине від спраги у Чорному морі.

Коли я підхоплююсь з ліжка, Ірина підводить голову. Мені не видно виразу її лиця. Я, чую свій голос, питала не про це. Я не про це питала! Ти все забираєш собі! Ти була там без мене, ти і маму собі забираєш! – чую я свій крик і те, як знову й знову гамселю ногою у двері кімнати.

Übersetzung: Gruppe Deutsch-Ukrainisch (Werkstattleiter Jurko Prochasko)

Quelle und ©: Ulrike Almut Sandig: “Salzwasser” in: Flamingos. Geschichten. Frankfurt/M.: Schöffling und Co, 2010, S. 57–63.

 

-

Ulrike Almut Sandig: “Salzwasser” (Slowenisch)

25. 2. 2014

Ulrike Almut Sandig: Slana voda

Irina se je vrnila. Še vedno sem enako jezna nanjo kot takrat, ko je odšla. Kljub temu sem čakala ob oknu, ko sta se z očetom končno prikazala izza vrtičkarskega naselja, po katerem sta se vozila v fiatu, ki je postajal vedno večji. Pravzaprav sem videla le zeleno streho in okna avta. Za okni nisem videla nikogar, saj je bilo v avtu pretemno. Skorajda črno. Fiat je dvakrat izginil za visokimi živimi mejami vrtov. Nato sta se zapeljala tudi mimo teh in zavila desno.

Naš blok je edini na obrobju vasi in je namenjen priseljencem, kot smo oče, Irina in jaz. Priseljenci smo, odkar se je mama odselila. Zame je mama že od nekdaj odseljena. Že od nekdaj pomeni, da se pravzaprav ne spomnim več njenega vonja, prav tako ne njenega glasu in niti tega, kje smo živeli, ko je bila še z nami. Oče mi je po nemško pojasnil, da smo takrat živeli v mestu in da sem bila še premajhna, premajhna, da bi si lahko zapomnila. Irina mi reče po rusko: Pozabi, mala malva. Veliko predaleč je. Bolje, da se ničesar ne spomniš. Ti si se s tem sprijaznila, ker se je ne moreš več spomniti. Jaz se s tem nisem sprijaznila. Ves ta čas se nisem sprijaznila s tem, da je mama odšla nazaj. Nazaj pomeni: ob Črno morje. Čeprav je mama že dolgo tam, Irina z menoj še vedno govori rusko. Pravi, da smo konec koncev napol s Črnega morja.

Črno morje meji na Rusijo in je tako daleč proč, da tam že cvetijo malve, ko je tu še sneg. V soncu se voda lesketa črno kot sončna očala, nebo pa je nebesno modro. Ljudje se ves čas kopajo v njem in jedo ribe, ki jih mi še nikoli nismo videli. Odkar se mama kopa v Črnem morju, je nismo več videli. Oče pravi, da je veliko predaleč, da bi se kar tako odpeljali tja. Morali bi iti z letalom. Mama je torej odšla. Zdaj pa je tudi Irina odšla brez mene. Vso zimo je ni bilo. Oče mi je govoril, da se bo Irina kmalu vrnila. Da je v bolnici. Vendar mu tega tako ali tako nisem verjela. Kakšna bolnica vendar. Irina je bila ob Črnem morju. Ob Črnem morju živi mama. Irina je bila pri njej in mislila sem si, da se morda tudi ona ne bo več vrnila. Toda zdaj je tu.

Oče je vozil tako počasi, kot da bi imel v prtljažniku nekaj, kar bi se zlahka poškodovalo, morda surova jajca ali pa morskega prašička zame, kot darilo od mame. Gume so zacvilile na parkirišču, oče pa je ugasnil motor. Skozi zavese se od zunaj ne vidi, od znotraj pa. Nad sovoznikovim sedežem sem prepoznala Irinino črno kito. Nista takoj izstopila. Skozi zatemnjena stekla sem videla Irino, kako strmi predse, čeprav pred avtom ni bilo ničesar drugega razen letvene ograje. Oče se je obrnil proti njej. Je kaj rekel? Nekaj časa sta obsedela tako. Nihče se ni premaknili, niti jaz. Nato se je obrnila proč in odprla vrata.

V prtljažniku je bila samo športna torba in ničesar drugega. Torba je srebrne in rdeče barve ter tako velika, da jo Irina vzame s seboj zgolj na počitnice. Običajno potujemo skupaj. Oče, Irina in jaz, a ob Črnem morju še nismo bili. Ob Črnem morju so kilometre in kilometre dolge promenade s palmami. Še nikoli se nisem sprehajala po promenadi. Mama nam pogosto piše. Včasih priloži še fotografijo. Na njej stoji bledega obraza in z vranje črno kito pred belo kamnito ograjo, v ozadju pa je Črno morje. Kmalu me boste lahko obiskali, nam piše z velikimi, zaokroženimi linijami kemičnega svinčnika. Skupaj se bomo šli kopat, nato pa nam bom spekla ribo. Črno morje je pravzaprav modro, a se črno lesketa. Tako kot mamini lasje. Irina ima lase po mami. Moji so snežno blond. Bolje kot da so peroksidno blond. Ti, mala bela malva, mi pravi Irina po rusko, pa si bolj po očetu. Vseeno pa k Črnemu morju ni poslal mene, samo Irino s črno mamino kito. Oče se je izgovarjal, da je Irina vedno bolj suha in mora v bolnico, saj Irina premalo jé. Kar je sicer držalo. Toda Irina je premalo jedla zaradi Črnega morja. Zaradi Črnega morja in zaradi svojih črnih las, ki so bili kot mamini. Irina je trpela zgolj za potovalno mrzlico. Zdaj sta stala pred hišo in pogledovala navzgor. Hitro sem zagrnila zaveso.

Ko sem zaslišala ključ v ključavnici, sem odprla vrata. Irina je stala za očetom, se nagnila izza njegovega hrbta in se mi nasmehnila. Dolga kita ji je padla čez ramo. Oče je šel mimo mene in me pobožal po glavi. Za mano je padla srebrna torba na preprogo v hodniku. Irina se je sklonila in me poljubila na lice, kita je oplazila moje levo uho. Hej, mala malva. No? Ona je edina, ki me kliče mala malva. Včasih tudi mala bela malva. Ob Črnem morju rastejo malve vseh barv, tudi bele. Čeprav bela ni barva. Živjo, Katja, mi je oče zamrmral v zatilje. Irinin poljub sem si obrisala z lica. Očitala sem ji, da je kar lep čas ni bilo. Irina je namrščila vranje črne obrvi. Spet je bila videti polnejša. Celo v obraz. Vprašala sem jo, če je pojedla veliko rib. Odvrnila je: Kakšnih rib?

V dnevni sobi sedimo samo, kadar je prižgan televizor. Zvečer vsi skupaj, popoldne pa včasih midve z Irino, preden pride oče. Nato so na sporedu pogovorne oddaje in večinoma sva ob njih jedli kruh z nutello ter pili fanto. Ko je bila Irina že povsem suha, sem pojedla tudi njene kruhke. Na začetku sem jo spraševala, zakaj jih ona ne poje. Odgovorila je, da so ogabni. Ali pa, da je to nešportno in zato pri plavanju potoneš. Ali pa, ker bi raje kaj drugega. Jaz: Kot na primer? Irina: Slano vodo. Jaz: Ampak slana voda te sili k bruhanju. Irina: Točno tako.

Zdaj pa je bil televizor ugasnjen. Irina je s prekrižanimi nogami sedela v naslanjaču. Imela je temno rožnato ličilo za ustnice, toda njene ustnice so bile razpokane kot vedno. Imela je dolge nohte, na katerih so bili bleščeči kamenčki, na vsakem nohtu eden. So pravi? mi je ušlo. Odkimala je. Pravzaprav niti nisem hotela govoriti z njo. Vendar pa sem nadaljevala, da naj kaj pove. Irina je namrščila obrvi. Rekla mi je, da bi se lahko tudi kdaj oglasila. Ja seveda, sem se zasmejala. Samo na letalo skočim in priletim. Kot z letalsko pošto. Ha, ha.

Oče je sedel poleg mene na kavču, na stekleno mizico je postavil veliko skledo s piškoti. Irina me je začudeno pogledala, ne da bi se zmenila za piškote. Oče je zavzdihnil, vstal in se pri tem oprl ob stegna. Tako, dekleti, je rekel, zdaj pa nehajta s tem. Gotovo si lahko povesta tudi kaj lepšega. Odkimala sem z glavo in planila pokonci. Med vrati sem se še enkrat obrnila. Irina se je še bolj pogreznila v naslanjač in strmela v ugasnjen televizor.

Po večerji, ki smo jo pojedli v tišini in med katero je Irina kot v počasnem posnetku pojedla kruh s salamo in kruh s sirom ter jo je oče pri tem opazoval in ji na koncu čez mizo prislonil dlan k licu ter jo držal tako dolgo, dokler ni Irina odmaknila glave, po večerji in pomivanju posode smo ponovno sedeli v dnevni sobi. Oče je vzel iz omare igralne karte in jih potisnil Irini v roke. Ta jih je zbrano in molče mešala, oče pa jo je pri tem z nasmeškom opazoval. Irina je zrla v svoje lesketajoče se nohte. Dobila sem sedem od desetih partij. Nato je Irina vstala in dejala, da morajo biti za pravo kanasto vsaj štirje igralci, ter se pokončno kot sveča odpravila v posteljo. Oče me je pogledal. Vprašala sem ga, zakaj Irina ne pripoveduje o Črnem morju. Oče je začudeno rekel: Zakaj pa o Črnem morju? Jaz: Ali pa zaradi mene celo o mami? Oče se je osuplo zastrmel vame in nato zmajal z glavo. Začel je: Katja. Zakričala sem: Kaj!

Luč je bila ugasnjena. Irina je oblečena ležala na postelji. Strmela je v strop. Tapete na njeni polovici sobe so bile prekrite z raznovrstnimi plakati glasbenih skupin, ki so bili v temi brezbarvni. Na največjem plakatu ni bilo skupine, temveč slika pristaniškega mesta iz zraka. Morje v ospredju je bilo zdaj črno in se ni lesketalo. Sedela sem na robu svoje postelje in si počasi oblačila pižamo. Zakaj ti ni mama ničesar dala zame?

Irina se je sunkovito obrnila k meni, njenega izraza na obrazu nisem dobro videla. Kakšna mama? je vprašala.

Ja, saj si bila vendar ves ta čas pri njej! Ne laži mi!

Irina je še naprej strmela vame s svojim črnim obrazom. V temi so bili njeni lasje brez leska. Nato je znova pogledala proti stropu. Morda je celo zaprla oči. Črno morje, je rekla tiho, sploh ni črno. Modro je. Vsak dan drugačne modre barve. Celo ponoči in ob nevihti. Ob sprehajalnih poteh se razprostirajo vrtovi z malvami, malvami najrazličnejših barv, kar si jih lahko zamisliš, tudi belimi malvami. In restavracije z morsko hrano. Ribe, je zašepetala Irina po rusko, v najrazličnejših barvah. Te živijo v zgornjih plasteh morja. Voda je na gladini kristalno čista, lesketa se v soncu in ni tako zelo slana. Toda globlje, tam je voda tako slana, da je ne prenese nobena riba. Če jo pijejo, vse umrejo, mala malva. Ribe v Črnem morju umrejo od žeje.

Ko skočim pokonci, se Irina dvigne in obrne proti meni. Izraza na njenem obrazu ne morem videti. Tega te sploh nisem vprašala, se slišim reči. Tega te sploh nisem vprašala! Vse obdržiš zase! Brez mene si bila tam in tudi mamo hočeš obdržati zase! se slišim vpiti in vedno znova iz notranje strani brcam v vrata.

Slowenische Übersetzung von Alenka Lavrin; Gruppe Deutsch-Slowenisch (Werkstattleiterin Amalija Maček)

Quelle und ©: Ulrike Almut Sandig: “Salzwasser” in: Flamingos. Geschichten. Frankfurt/M.: Schöffling und Co, 2010, S. 57–63.

 

 

-

Ulrike Almut Sandig: “Salzwasser” (Tschechisch)

25. 2. 2014

Ulrike Almut Sandigová: Slaná voda

Irina je zase zpátky. Mám na ni právě takovou zlost jako v ten den, kdy odjela. A přece jsem stála u okna, když se s otcem konečně objevili. Náš fiat přijížděl zezadu od domků se zahradami a byl pořád větší a větší. Vlastně jsem zahlédla jen jeho zelenou střechu a okénka. Za nimi jsem neviděla nic, protože uvnitř byla úplná tma. Skoro černo. Dvakrát mi vůz zmizel za vysokým živým plotem zahrad. Pak minuli i ten a odbočili doprava.

Náš blok je jediný na kraji vesnice, je pro přistěhovalce jako já, táta a Irina. Přistěhovalci jsme od té doby, co se maminka odstěhovala zpátky. Pro mě je odstěhovaná už odjakživa. Odjakživa znamená, že si už nedokážu přesně vybavit její vůni, krom toho ani její hlas a to, kde jsme bydleli, když byla ještě s námi. Táta německy říkává, že to bylo ve městě a že jsem byla ještě malá, moc malá na to, abych si to pamatovala. Irina zase rusky: Zapomeň na to, Slézinko. Ta je strašně daleko. Lepší, když budeš mít špatnou paměť. Zvykla sis na to, protože si na ni už pořádně nepamatuješ. To já, říká Irina, jsem si na to nezvykla. Za celou tu dobu jsem si nezvykla, že se maminka odstěhovala zase zpátky, říká. A zpátky znamená: k Černému moři. I když už je tam maminka dlouho, Irina se mnou mluví rusky. Jsme přece napůl od Černého moře, říká.

Černé moře je na hranicích s Ruskem a je to tak daleko, že tam kvete sléz, když tady ještě leží sníh. Voda se na sluníčku třpytí černě jako skla slunečních brýlí a nebe je nebesky modré. Lidi se tam pořád chodí koupat a jedí ryby, které jsme my tady nikdy neviděli. Od té doby, co se maminka koupe v Černém moři, jsme se s ní už nesetkali. Je moc daleko, než abychom tam za ní jen tak zajeli, říká táta. Muselo by se letět letadlem. Takže maminka je pryč. A teď byla beze mě pryč i Irina. Celou zimu. Irina se brzy vrátí, říkal mi táta. Je prý na klinice. Tomu jsem beztak nevěřila. Na jaké klinice? Irina byla u Černého moře. U Černého moře bydlí maminka. Irina tam byla a já si myslela, že se už možná nevrátí ani ona. Teď je ale tady.

Táta jel tak pomalu, jako by měl v kufru něco, co by se dalo snadno rozbít, možná syrová vajíčka nebo morčátko pro mě, jako dárek od maminky. Na parkovišti zaskřípaly gumy a táta vypnul motor. Zvenku není skrz záclony vidět, ale zevnitř ano. Rozeznala jsem černý cop Iriny, přehozený přes sedadlo spolujezdce. Nevystoupili hned. Tmavými okny jsem viděla, jak se Irina dívá před sebe, i když před autem nebylo nic než laťkový plot. Táta se k ní otočil. Říkal něco? Chvíli tak zůstali. Nikdo se nepohnul, ani já ne. Pak Irina odvrátila hlavu a prudce otevřela dveře.

V kufru ležela jen její sportovní taška a nic dalšího. Je stříbrná a červená a tak velká, že si ji Irina bere jen na prázdniny. Normálně jezdíme spolu. Já, táta a Irina, ale u Černého moře jsme nikdy nebyli. U Černého moře jsou kilometry dlouhé promenády s palmami. Ještě nikdy jsem na žádné promenádě nebyla. Maminka nám posílá hodně dopisů. Někdy je tam i fotka. Bledý obličej s copem černým jak uhel před zábradlím z bílého kamene, a za ní Černé moře. Brzy vás k sobě pozvu, píše velkými, rozmáchlými čárami propiskou. Potom si spolu půjdeme zaplavat a pak nám upeču rybu. Černé moře je vlastně modré, ale leskne se černě. Přesně jako máminy vlasy. Irina má máminy vlasy. Já mám vlasy blonďaté jako sníh. Zní to líp než peroxidově blonďaté. Ty jsi spíš po tátovi, ty malá bílá Slézinko, říkává mi rusky Irina. Ale k Černému moři táta neposlal mě, jen Irinu s jejím černým copem po mamince. Irina je čím dál hubenější, proto půjde do nemocnice, vymlouval se tehdy táta. Že prý moc málo jí. Což byla pravda. Jenže Irina málo jedla kvůli Černému moři. Kvůli Černému moři a kvůli svým černým vlasům, které vypadají jako máminy. Irina měla jen cestovní horečku. Teď stáli oba před domem a pokukovali nahoru. Rychle jsem zatáhla záclonu.

Když v zámku zarachotil klíč, otevřela jsem dveře. Irina stála trochu stranou za otcem, naklonila hlavu a zašklebila se na mě. Dlouhý cop se jí pohupoval po rameni. Táta prošel kolem mě a pohladil mě po čele. Stříbrná taška dopadla v chodbě za mnou na koberec. Irina se sklonila, vlepila mi pusu na tvář a copem přitom zavadila o moje levé ucho. Ahoj, Slézinko. Tak co? Je jediná, kdo mi tak říká. Někdy i bílá Slézinko. U Černého moře roste sléz všech barev, taky bílý. I když bílá vlastně ani není barva. Ahoj Káťo, zamumlal táta za mými zády. Otřela jsem si tvář od Irininy pusy. To sis tedy dala pěkně na čas!, pronesla jsem. Irina svraštila své smolně černé obočí. Vypadalo to, že zase přibrala. Dokonce i v obličeji. Jedlas hodně ryb?, zeptala jsem se. Irina na to: Jakých ryb?

V obýváku sedáváme vlastně, jen když běží televize. Večer všichni společně a odpoledne někdy já s Irinou, než přijde táta. To dávají talkshow, a tak jsme u toho většinou pojídaly chleby namazané nutellou a pily fantu. Když už byla Irina hodně vyhublá, jedla jsem její chleby já. Proč je nejíš, ptala jsem se zpočátku. Protože jsou mi odporný, byla její odpověď. Nebo: Protože po nich člověk ztratí kondici a při plavání ho to táhne ke dnu. Anebo: Protože mám chuť na něco jinýho. Já: A na co třeba? Irina: Na slanou vodu. Já: Ze slané vody se člověk pozvrací. Irina: Přesně tak.

Teď byla televize vypnutá. Irina seděla v křesle, nohu přes nohu. Měla tmavě růžovou rtěnku, ale její rty vypadaly rozpraskaně, jako vždycky. Nehty měla hodně dlouhé, byly na nich lesklé kamínky, na každém nehtu jeden. Jsou pravé?, uklouzlo mi. Zavrtěla hlavou. Vlastně jsem s ní nechtěla mluvit. Ale mluvila jsem: A teď tedy vyprávěj. Irina svraštila obočí. Mohla ses taky někdy stavět, řekla. Jasně, zasmála jsem se. Nasednout někdy jen tak do letadla a tradá mladá. Hahaha.

Táta seděl vedle mě na gauči, na skleněný stolek postavil obrovskou mísu sušenek. Irina na mě vrhla přes mísu překvapený pohled. Táta si povzdychl, a když vstával, opřel se o stehna. Tak, holky, řekl, a už toho nechte. Máte určitě i něco hezčího, o čem si můžete vyprávět. Zavrtěla jsem hlavou a vyskočila. Ve dveřích jsem se ještě jednou ohlédla. Irina se svezla hluboko do křesla a zírala na vypnutou televizi.

Po večeři, která proběhla beze slov a při níž Irina jedla jak ve zpomaleném filmu jeden chleba se sýrem a druhý se salámem, přičemž ji táta pozoroval a nakonec jí přes stůl položil ruku na tvář a nechal ji tam tak dlouho, než se Irina odtáhla, tak po večeři a mytí nádobí jsme se zase usadili v obýváku. Táta vytáhl ze skříně karty a vtiskl je Irině do ruky. Míchala mlčky a soustředěně, zatímco ji s úsměvem pozoroval. Irina si upřeně prohlížela své třpytivé nehty. Vyhrála jsem sedm kol z deseti. Nakonec Irina vstala, prohlásila, že kanasta se dá pořádně hrát, jen když ji hrajou nejmíň čtyři, a odešla do postele, rovná jak pravítko.  Táta se na mě podíval. Zeptala jsem se: Proč nám nevypráví o Černém moři? Táta: A proč zrovna o Černém moři? Já: Nebo pro mě za mě o mamince? Táta mě dlouho upřeně pozoroval, pak potřásl hlavou. Káťo, začal. Co je? vykřikla jsem.

Bylo zhasnuto. Irina ležela oblečená na posteli. Zírala do stropu. Tapety v její půlce pokoje byly polepené barevnými plakáty různých kapel, které vypadaly ve tmě bezbarvě. Na největším z nich nebyla kapela, ale nějaké přístavní město, vyfocené šikmo z výšky. Moře na dolním konci plakátu bylo černé a netřpytilo se. Seděla jsem na kraji postele a pomalu si oblékala pyžamo. Proč ti pro mě maminka nic nedala?

Irina ke mně prudce otočila hlavu, ani jsem pořádně neviděla, jak se tváří. Maminka? zeptala se.

Jo, tys tam přece byla celou tu dobu! Nehraj to na mě!

Pořád ještě měla svůj černý obličej přivrácený ke mně. Ve tmě měla úplně matné vlasy. Pak obrátila hlavu a podívala se zpátky do stropu. Možná zavřela i oči. Černé moře, začala potichu, není vůbec černé. Je modré. Každý den jinak modré. Dokonce i v noci, a když je bouřka. Podél promenád se táhnou zahrady plné slézu všech možných barev, jaké si jen umíš představit, dokonce i bílé. A rybí restaurace. Ryby, šeptala Irina rusky, hrají všemi barvami.  Žijí nahoře, pod hladinou moře. Tam je voda čirá jak sklo, třpytí se na slunci a není moc slaná. Ale voda v hloubce je tak slaná, že v ní žádná ryba nevydrží. Když se jí napijí, tak leknou, Slézinko, všechny. Ryby v Černém moři umírají žízní.

Když vyskočím, otočí ke mně Irina hlavu. Nemůžu poznat, jak se tváří. Na tohle jsem se neptala, slyším se, jak říkám. Na tohle jsem se neptala! Necháváš si všechno pro sebe! Bylas tam beze mě a necháváš si mámu pro sebe!, slyším se ječet a znova a znova kopu do dveří.

Übersetzt ins Tschechische in Łódź, 4.–7. 4. 2013; Gruppe Deutsch-Tschechisch (Werkstattleiter Radovan Charvát)

Quelle und ©: Ulrike Almut Sandig: “Salzwasser” in: Flamingos. Geschichten. Frankfurt/M.: Schöffling und Co, 2010, S. 57–63.

-

Ulrike Almut Sandig: “Salzwasser” (Kroatisch)

25. 2. 2014

Plamenci
Priče

Slana voda

Irina se konačno vratila. Ljuta sam na nju kao i na dan njezina odlaska. No svejedno, kada su se otac i ona napokon pojavili, stajala sam na prozoru. Naš je Fiat prolazio iza vrtova i pritom postajao sve većim. Vidio se samo zeleni krov i stakla. Budući da je u automobilu bilo premračno, nisam mogla razaznati ništa. Baš ništa. Fiat se dvaput gubio iza visokih živica. Približili su se i skrenuli udesno.

Naše je naselje jedino na kraju sela i namijenjeno pridošlicama kao što smo otac, Irina i ja. Pridošli smo kada je mama otišla. Ako se mene pita, nema je oduvijek. Oduvijek znači da joj se više ne mogu sjetiti niti mirisa niti glasa, a ne znam ni gdje smo stanovali dok je još bila s nama. Otac mi je na njemačkom objasnio da smo živjeli u gradu i da sam bila premala da bih se toga sjećala. Irina je na ruskom kazala: nemoj misliti na to, Cvjetiću. Mama je predaleko. I bolje ti je da to ne pamtiš. Već si se s time pomirila, zato što je se ne sjećaš dobro. Ja se na to nisam naviknula. Nikada se nisam naviknula na to da je mama otišla. A vratila se na Crno more. Iako je već dugo ondje, Irina sa mnom govori ruski. Ipak smo napola s Crnoga mora.

Crno more graniči s Rusijom i tako je daleko, da je ondje sve u cvatu dok je ovdje još uvijek sve pod snijegom. Sunce se na vodi zrcali kao na tamnom staklu, a nebo je azurno plavo. Ondje se ljudi stalno kupaju i jede se riba kakve ovdje nema. Otkada se mama kupa u Crnome moru, ne viđamo je. Predaleko je da bismo se samo tako odvezli onamo, govori otac. Trebalo bi ići zrakoplovom. Mame, dakle, nema. A sada nije bilo ni Irine. Cijele zime. Irina će se brzo vratiti, uvjeravao me otac. Na liječenju je. Nisam u to povjerovala. Na kakvom liječenju? Bila je na Crnome moru. Ondje živi mama. Irina je otišla onamo, pa sam pomislila da se možda ni ona neće vratiti. No, vratila se.

Otac je vozio tako sporo, kao da u prtljažniku ima nešto što bi lako moglo stradati, primjerice jaja ili zamorca za mene kao mamin dar. Čuo se šljunak pod kotačima, a otac je ugasio motor. Izvana se nije vidjelo kroz zavjese, ali iznutra jest. Nad suvozačevim sjedalom prepoznala sam Irininu crnu pletenicu. Nisu odmah izašli. Kroz tamna stakla vidjela sam kako Irina gleda preda se, iako ispred automobila nije bilo ničega osim ograde. Otac se okrenuo prema njoj. Je li joj nešto rekao? Neko su vrijeme ostali tako. Nitko se nije micao, čak ni ja. Zatim se ona okrenula i otvorila vrata.

U prtljažniku je bila samo njezina sportska torba. Srebrno-crvena je i tako velika, da je Irina koristi samo za odmor. Obično putujemo zajedno, otac, Irina i ja, ali na Crnome moru nismo bili nikada. Ondje se pod palmama  protežu kilometarske šetnice na kakvima još nikada nisam bila.Mama nam šalje brojna pisma. Ponekad priloži fotografiju. Ugljeno crna pletenica, blijedo lice, ograda od bijelog kamena, a u pozadini Crno more. Uskoro ću vas pozvati k sebi, pisala je kitnjastim rukopisom. Zatim ćemo zajedno na kupanje, a onda ću nam pripremiti ribu. Crno je more zapravo plavo, ali ima crn odsjaj. Baš kao i mamina kosa. Irina ima maminu kosu. Moja je platinastoplava. Zvuči bolje nego žuta kao slama. Više si na oca, kaže mi Irina na ruskom. No on na Crno more nije poslao mene, nego samo Irinu s crnom pletenicom nalik maminoj. Irina je sve tanja, pa zato mora u bolnicu, pravdao se otac. Kaže da Irina premalo jede, što je i točno. No Irina je premalo jela zbog Crnoga mora. Zbog Crnoga mora i crne kose, nalik maminoj. Bila je uzbuđena prije puta. Oboje su stajali pred kućom i pogledali gore. Brzo sam navukla zavjesu.

Kada se začuo ključ u bravi, otvorila sam vrata. Irina je provirila iza oca, nagnula glavu i nasmiješila mi se. Dugačka pletenica padala joj je niz ruku. Otac je prošao pored mene i pomilovao me po glavi. Čula sam kada je iza mene na sag spustio srebrnu torbu. Irina se sagnula i poljubila me u obraz, pletenicom mi dodirnuvši lijevo uho. Bok, Cvjetiću, kako si? Jedino me ona zove tako. Ponekad čak i bijeli Cvjetiću. Na Crnome moru raste sljez u svim bojama, čak i bijeloj. Iako bijela baš i nije boja. Zdravo Katja!, prišapnuo mi je otac na uho. Obrisala sam Irinin poljubac s obraza. Pa gdje si ti?! Začuđeno je podigla ugljeno crne obrve. Opet se popunila, čak i u licu. Jesi li se najela ribe?, upitala sam. Irina uzvrati: koje ribe?

U dnevnom boravku zapravo sjedimo samo kada gledamo televiziju. Uvečer sjedimo svi zajedno, a poslijepodne ponekad Irina i ja, prije nego što se otac vrati. Tada su na programu emisije uživo, uz koje smo najčešće jeli kruh s Nutellom i pili Fantu. Nakon što je Irina jako smršavila, njezin bi kruh s Nutellom pojela ja. Isprva bih je pitala zašto ne jede. Gadi mi se, odgovorila bi. Od toga postaneš mlitava i toneš. Ili: jede mi se nešto drugo. Ja: a što bi to bilo?  Irina: slana voda. Ja: ali od slane vode ti se povraća. Irina: pa da.

Televizor je bio ugašen. Irina je sjedila u naslonjaču prekriženih nogu. Imala je tamnoružičasti ruž, ali usne su joj, kao i uvijek, djelovale ispucano. Nokti su joj bili vrlo dugi, a na svakom je bio cirkončić. Jesu li pravi?, izletjelo mi je. Odmahnula je glavom. Zapravo nisam htjela s njom razgovarati. No ipak jesam: a sada pričaj. Irina je podigla obrve. Pa mogla si i ti doći. Ma da, baš, nasmijala sam se. Sjedneš u zrakoplov i idemo. Letimo. Ha-ha.

Otac je sjedio pored mene na kauču, a na stakleni je stol stavio golemu zdjelu s keksima, preko kojih me Irina začuđeno gledala. Uzdahnuo i ustao uprijevši se o bedra. Dajte, cure, pustite sad to. Zacijelo si imate nešto ljepše za ispirčati. Odmahnula sam glavom i naglo ustala.  A na vratima sam se još jednom osvrnula. Irina je utonula u naslonjač zureći u ugašen televizor.

Nakon što smo šutke pojeli večeru tijekom koje je Irina kao u usporenom filmu žvakala sendvič od sira i salame, a otac ju je pritom promatrao, na kraju joj je preko stola položio dlan na obraz. Držao ga je ondje tako dugo dok Irina nije uzmaknula. Nakon što smo oprali suđe, smjestli smo se natrag u dnevni boravak. Otac je iz ladice donio igraće karte i pružio ih Irini. Miješala ih je bez riječi i usredotočeno, dok ju je otac promatrao sa smješkom. Irina je gledala u ukrašene nokte. Pobijedila sam u sedam od deset dijeljenja. Naposljetku je Irina ustala, pojasnila da se kanasta pošteno može igrati tek s više od četiri igrača i uspravna poput svijeće zaputila se u postelju. Otac me pogledao. Pitala sam: zašto ne priča ništa o Crnom moru? Otac: zašto o Crnom moru? Ja: ili recimo o mami? Otac me dugo gledao, a zatim odmhnuo glavom. Katja, počeo je. Što!, uzviknula sam.

Svjetlo je bilo ugašeno. Irina je odjevena ležala na postelji. Piljila je u strop. Njezina strana sobe bila je oblijepljena šaljenim plakatima glazbenih skupina koji su se u mraku činili bezbojnima. Na najvećem plakatu nije bila glazbena skupina, nego lučki grad iz ptičje perspektive. More u prvom planu bilo je crno i bez sjaja. Sjedila sam na rubu postelje i polako navlačila pidžamu. Zašto ti mama nije dala ništa za mene? Irina je iznenada okrenula glavu prema meni, a izraz lica joj nisam dobro vidjela. Mama?, začudila se.

Pa cijelo si vrijeme bila ondje! Ma nemoj, molim te!

Irinino je lice u tami i dalje bilo okrenuto prema meni. U mraku joj je kosa izgubila sjaj. Zatim je opet uprla pogled u strop. Možda je čak zatvorila oči. Crno more, tiho je izustila, uopće nije crno. Plavo je. Svakog dana drukčije plavo. Čak i noću, i za nevremena. Duž šetnica protežu se vrtovi puni sljeza u svim mogućim bojama, čak i bijeli. I riblji restorani. Ribe u duginim bojama, prošaptala je Irina na ruskom. Žive tik ispod površine. Na površini je voda bistra, svjetluca na suncu i nije toliko slana. No u dubini je tako slana da nijedna riba ne može preživjeti. Sve uginu ako je popiju, Cvjetiću. U Crnome moru ribe ugibaju od žeđi.

Poskočila sam, a Irina je podigla glavu u mojemu smjeru. Nisam joj vidjela izraz lica. Ne pitam te to!, izletjelo mi je. Ne pitam te to! Sve čuvaš samo za sebe! Bila si ondje bez mene i mamu zadržavaš samo za sebe!, urlam i neprestance nogom udaram o vrata.

 Übersetzung: Gruppe Deutsch-Kroatisch (Werkstattleitung Andy Jelčić)

Quelle und ©: Ulrike Almut Sandig: “Salzwasser” in: Flamingos. Geschichten. Frankfurt/M.: Schöffling und Co, 2010, S. 57–63.

-

Südosteuropa im Fokus (TransStar-Veranstaltungen im Rahmen der Leipziger Buchmesse)

21. 2. 2014

Ankündigung (Leipziger Buchmesse 2014)

Autorinnen und Autoren aus  Südosteuropa, Liechtenstein und der Schweiz lesen in Leipzig – Ein gemeinsames Projekt des netzwerks Traduki, der Leipziger Buchmesse und vieler anderer Partner

Lesungen, Duskussionen, Fotografien, Musik

Programkoordination: Alida Bremer (auch die Werkstattleiterin im Rahmen des Projektes TransStar, Kroatisch-Deutsch)

Die TS-Veranstaltungen finden an drei Tagen jewjeils um 15 Uhr statt. Hier finden Sie das Programm.

-

Gutachten für Verlage (Gruppenarbeit)

8. 2. 2014

Leitung: Claudia Dathe (Tübingen), Daniela Kocmut (Graz), Kristina Kallert (Regensburg)

Im ersten Teil der Veranstaltung erörterte Frau Dathe die Rolle des literarischen Übersetzers als Scout auf dem Literaturmarkt sowie eine Auswahl an möglichen Vermittlungsformaten im Rahmen des Kulturmanagements.

Als Vermittler von Literatur sind Übersetzer auch dafür verantwortlich, dass andere Akteure im Literaturbetrieb von neuen/interessanten Autoren Kenntnis erhalten. Von besonderer Bedeutung dabei ist die Argumentation, welche Kriterien bei einem konkreten Buch ausschlaggebend sind, es zu empfehlen (oder abzulehnen).

Als mögliche Betätigungsfelder, Literatur zu vermitteln, wurden dargestellt: Empfehlen von Büchern mithilfe von Verlagsgutachten, Mitarbeit in Jurys, Vorschläge für Preise, Programmgestaltung für Literaturhäuser/Festivals/Literaturveranstalter, Mitarbeit an (elektroni­schen) Literaturzeitschriften.

Näher haben wir uns mit dem Verlagsgutachten beschäftigt. Verlage können ein schriftliches Gutachten über ein Buch, dass sie empfohlen bekommen haben, von Experten anfordern, um sich ein Urteil darüber bilden zu können. Oder der Übersetzer schlägt ein Buch in einem nicht angeforderten Gutachten vor. In beiden Fällen soll das Gutachten eine schnelle Orientierung bezüglich des Inhalts und der literarischen Qualität des Textes geben und dem Lektor im Verlag dabei helfen zu entscheiden, ob das Buch in sein Verlagsprogramm passt und ob das Buch Leser finden kann.

Das Gutachten soll übersichtlich gegliedert sein und zwei bis drei Seiten umfassen. Die empfohlenen Inhalte sind:

  1. Kurzzusammenfassung (mit Hilfe der 6 W-Fragen Wer? Was? Wann? Warum? Wo? Wie?)
  2. Inhalt einschließlich Handlung, Ort, Zeit, Figuren
  3. Sprachliche Gestaltung
  4. Kurzvita des Autors
  5. Einordnung des Werkes in den literarischen Zusammenhang im Ausgangs- und Zielland
  6. Abschließendes Urteil

Eine Übersetzungsprobe soll beigefügt werden, wobei auch Aspekte, die subjektiv als problematisch angesehen werden, einbezogen werden sollen, damit auch dazu das Feedback vom Lektor erlangt wird.

Im zweiten Teil der Veranstaltung erarbeiteten die Teilnehmer selbstständig in kleinen Gruppen jeweils ein Verlagsgutachten zu einem selbst ausgewählten Buch unter Leitung von Werkstattleiterinnen Claudia Dathe, Kristina Kallert und Daniela Kocmut. Die Gutachten wurden abschließend präsentiert und gegenseitig bewertet. Dabei wurden die Form, die Gliederung, der Inhalt und die Argumentation gesondert und fallspezifisch beurteilt. Praxisorientierte Tipps anhand von konkreten Gutachten wurden vermittelt, unter anderem: das Layout nicht übergestalten, die Sprache bewerten und mit Beispielen unterlegen, poetische Seiten und Schwachstellen (Trivialität) des Textes herausstellen, signalhafte, kürzere, klare Sätze verwenden, das Gesamtkonzept und die Besonderheiten des Textes erläutern, eine aufsteigende Linie bei der Argumentation verfolgen.

Die Teilnehmer haben im Rahmen dieser Veranstaltung praxiserprobte Kenntnisse für die Tätigkeit als Kulturvermittler erlangt. Die Ergebnisse der praktischen Arbeit und die Empfehlungen aus der anschließenden Diskussion können in konkrete Projekte der Teilnehmer einfließen.

Hier finden Sie einige Fotos. Besuchen Sie auch unsere FB-Seite.

von Karmen Schödel

 

-

Gelesenes: Neue deutsche Prosa, frisch übersetzt

8. 2. 2014

Serdecznie uwaga!

Vier junge ÜbersetzerInnen lasen am Samstag ihre frisch aus dem Deutschen ins Polnische übertragenen Texte. Welcher Ort hätte dafür besser geeignet sein können, als das Café Czułky Barbarzyńca. Das Publikum lauschte umgeben von Büchern Lukas Laski, Zofia Zucharska, Karolina Matuszewska und Magdalena Stefańska. Sława Lisiecka, die Werkstattleiterin der deutsch-polnischen TransStar-Gruppe, führte durch die Veranstaltung.

Den Anfang machte Lukas Laski mit seiner Übersetzung des Textes „Die Geschichte meiner Einschätzungen am Anfang des dritten Jahrtausends“ von Peter Licht. Die Wahl dieses Textes erwies sich als goldrichtig – Lukas gekonnter Vortrag brachte das Publikum immer wieder zum Lachen.

Eine ganz andere Stimmung erzeugte Zofia Zucharska mit ihrem Text „Der erste Schnitt“ von Svenja Leiber. Nicht komisch, sondern tragisch war die Geschichte einer jugendlichen Polizistentochter in der niedersächsischen Provinz. Nicht nur mit dem Original, sondern auch mit ihrer Übersetzung, fing sie das Publikum ein.

Die zu Unrecht als unscheinbar angekündigte Karolina Matuszewska präsentierte Zsuzsanna Gahses  Text „Nichts ist wie“ und ihre Übersetzung. Das Nebeneinanderstellen des Originals und der Übersetzung in einem Café veranschaulichte die transkulturelle Komplexität des Textes wunderbar. Denn hier ging es um die Ungarin Rosa, deren Ankommen im Ausland sich über das Erlernen von Sprachfloskeln und das Besuchen von Kaffeehäusern vollzieht.

Abschließend las Magdalena Stefańska aus „Aller Tage Abend“ von Jenny Erpenbeck. Dieser Text gab Anstoß zu einer Diskussion über die Übersetzbarkeit deutscher Tempuswechsel, die den Ausgangstext ausmachen.

Insgesamt ein gelungener Nachmittag, der den jungen ÜbersetzerInnen eine stimmungsvolle und bücherreiche Bühne für ihre ersten Werke bot.

Hier finden Sie einige Fotos. Besuchen Sie auch unsere FB-Seite.

von Constanze Aka und Nina Hawrylow

 

-

Gekreuztes: Lesung und Gespräch

8. 2. 2014

Sylwia Chutnik „Dzidzia“ mit dem Übersetzerinnentandem Magda Wlostowska und Zofia Sucharska

Moderation: Olaf Kühl (Berlin)

„Titelheldin ist ein Kind, das mit Wasserkopf und ohne Glieder geboren wurde. Vor einem halben Jahrhundert hat Dzidzias Großmutter bei den Deutschen zwei Polinnen denunziert, die Flüchtlinge aus dem durch den Aufstand vernichteten Warschau waren. Das „Rumpf-Kind“ wird zu einem Medium, das Kontakt zur Kriegswirklichkeit hat. Das Buch initiierte eine Unmenge von Fragen bezüglich der Nationalkomplexe, des polnischen Katholizismus und Antisemitismus und belebte die Diskussion über die patriarchale Ordnung.“

Soweit die Veranstaltungsbeschreibung aus dem Programmheft. Bestimmt ein schmerzhafter Roman. Weil das Kind…, weil der Krieg…

In der Person des „unvollendeten“ Kindes verbindet sich die Schuld mit der Unschuld. Die Verstümmelung der kleinen Dzidzia, des Babyleins (wie sie auf Deutsch heißt) wird als Bestrafung für Omas Kriegssünde und so als gerecht interpretiert. Das Mädchen ist da, in der Gegenwart, gleichzeitig aber fest gefangen in der Kriegszeit. Sie ist geistig behindert und sprachlos, artikuliert jedoch hie und da Kriegserlebnisse fremder Menschen. Sie wird geliebt und gleichzeitig gehasst, wird für eine Heilige sowie für ein Stück Fleisch gehalten. Ist sie oder eine andere Romanperson eine symbolische oder universale Figur? Auch das war eine der Fragen, die im Laufe des Abends gefallen sind. Nein, lautete die Antwort, zumindest war die Absicht nicht so. Aber der Name Dzidzias Mutter klingt Danuta Mutter…

Das Hauptthema des literarischen Abends war die nicht erschienene Übersetzung ins Deutsche. Die als konservativ bezeichneten Polen zeigten sich hier liberaler als die Deutschen. Wegen Mangel an Empathie, der rohen Beschreibungen des verstümmelten Körperchens, wurde eine Veröffentlichung des Buches in deutscher Sprache abgelehnt. Interessanterweise hat Sylwia Chutnik diesen Grund erst jetzt, bei dieser Lesung, von Olaf Kühl erfahren. Sie hätte bis jetzt gedacht, der Grund wäre die polnisch-deutsche Geschichte, die historische Schuld. Obwohl sie bei ihren Auftritten in Deutschland selber erfuhr, dass ihre Schilderung der gemeinsamen schmerzhaften Vergangenheit in Deutschland manchmal sogar sehr positiv angenommen wird.

Sylwia Chutnik stürzt Stereotype um. Nicht programmatisch, sie stellt sie nur in Frage. Oder noch besser. Sie versucht auch die andere als nur die befeierte, heldenhafte Seite der Vergangenheit zu zeigen. Was nach und nach ein neu aufgehender Trend zu sein scheine. Die nationalen Mythen würden in Europa in Frage gestellt und hinterfragt, sagte sie.

Das Buch thematisiere, so die Autorin selbst, zwei wichtige Erscheinungen: das Problem der Behinderten, die die Gesellschaft nicht gerne sieht. Und die Geschichte, bzw. einen Versuch, die Geschichte zurückzurufen. „Wenn ich die Augen zumache, kann mich keiner sehen“, denkt manchmal die Mutter Danuta Mutter, die mit ihrer Position zwischen der „Schuld“ und der „Unschuld“ nicht klar kommt.

Die Übersetzungsschwierigkeiten sind leider etwas zu kurz gekommen. Sowie Leseproben, die für einen unwissenden Zuschauer vielleicht hilfreicher wären, als das zwar interessante, aber für die meisten doch etwas aus dem Kontext gerissene Gespräch der Auftretenden. Der Lesungsschluss klang allerdings optimistisch aus. Herr Kühl meinte: die Übersetzerinnen sollen es nicht aufgeben, sondern weiter kämpfen, die Übersetzung sei gut und eines Tages werden sie bestimmt erfolgreich sein.

Hier finden Sie einige Fotos. Besuchen Sie auch unsere FB-Seite.

von Petra Grycová

 

-

Newsletter

Blog

Übersetzungswürfel

Translating cube

Veranstaltungen

Events